10.4.19

SZUKASZ OKAZJI












BŁOGOSŁAWIONY JANIE PAWLE II, módl się za nami - POLSKO UMIEJ BYĆ WDZIĘCZNA !!

Z ks. kard. Angelo Amato, prefektem watykańskiej Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych, rozmawia ks. Wojciech Tarasiuk

Na czym polega "przepis na świętość" pozostawiony światu przez Jana Pawła II?
- Myślę, że ma on wiele składników, ale pierwszy i najważniejszy to wiara. Jan Paweł II był człowiekiem wiary, człowiekiem wiary jak Abraham i jak Maryja, wiary, która była całkowitym i bezgranicznym zaufaniem Bożej Opatrzności i zwycięstwem łaski nad złem. To pierwszy aspekt. Drugi, który także wypływa z wiary, to komunia z Bogiem, a więc mistycyzm. O Janie Pawle II mówiono, że był wielkim ewangelizatorem i misjonarzem, i to prawda, ale myślę, że był On przede wszystkim wielkim mistykiem. Komunia z Bogiem w nieustannej modlitwie, od rana do wieczora. Ten drugi aspekt Jego duchowości i Jego osobowości wywierał na mnie zawsze ogromne wrażenie. Wiara i misyjność. To, co zawsze w Nim podziwiano: rozmach, entuzjazm, dalekowzroczność, a zwłaszcza ogromna troska o głoszenie Ewangelii wszystkim ludziom, a więc Jego duch misyjny wyrażający się w niezliczonych podróżach, które nie były tylko odwiedzinami lokalnych wspólnot i kościołów, ale wielkimi podróżami mającymi na celu głoszenie Chrystusa.

Czy dyspensa udzielona przez Papieża Benedykta XVI w kilkanaście dni po pogrzebie Jana Pawła II była takim "uprzywilejowanym pasem drogowym" na drodze do beatyfikacji? Czy nie było to próbą odpowiedzi na presję mediów, które przejęły i uczyniły swoim przekonanie ludzi zgromadzonych na pogrzebie skandujących słowa: "Santo subito!" (Święty od zaraz, natychmiast)?
- To prawda, już na początku pontyfikatu Ojciec Święty Benedykt XVI udzielił dyspensy od pięcioletniego okresu oczekiwania na rozpoczęcie procesu przyszłego kandydata na błogosławionego. Znalazło się więc miejsce i czas na zgromadzenie i przeanalizowanie dokumentacji, przesłuchanie świadków, napisanie Positio. Można mówić o tym "uprzywilejowanym pasie drogowym" w tym sensie, że proces ten rozpoczęty natychmiast nie miał nic przed sobą ani nic za sobą. W żadnym jednak razie to swoiste uprzywilejowanie nie oznaczało zaniechania niezwykłej dokładności i skrupulatności w analizie cnót i samego cudu. W jakimś sensie można powiedzieć, że to niezwykłe zainteresowanie mediów przyniosło pozytywny efekt, nie tyle jeśli chodzi o przyspieszenie samego procesu, ile o fakt, że media informowały o każdej jego fazie, dostrzegając, że był on niezwykle starannie i dokładnie prowadzony. Proces beatyfikacyjny pokazał jeszcze dobitniej, jak wielką postacią był ten Papież i że ukazanie Jego świętości nie potrzebowało żadnych dodatkowych presji, bo była ona wystarczająco umotywowana Jego życiem.

Jan Paweł II jest uznawany za wielkiego świadka przeżywania choroby w wierze. Sposób, w jaki niósł krzyż swojej choroby i cierpienia, jest jednym z głównych motywów przekonujących nas o Jego świętości. Jakie znaczenie dla współczesnego chorego świata może mieć to świadectwo cierpienia przyjętego i ofiarowanego Bogu przez Jana Pawła II?
- Zacznę od stwierdzenia, że cierpienie jest faktem wpisanym w człowieczeństwo. Jan Paweł II pokazał piękne oblicze człowieczeństwa, kiedy był młodym biskupem, młodym kardynałem i młodym Papieżem. Także wtedy, kiedy nazywany był Papieżem sportowcem, otwartym na dynamizm apostolski, pełnym sił i zdrowia. Później, po zamachu na placu św. Piotra, 13 maja 1981, zdrowie i siły zostały mocno nadszarpnięte i zwłaszcza w ostatnich latach widzieliśmy Papieża jako człowieka cierpiącego fizycznie, ale o perfekcyjnej jasności umysłu, zawierzającego bezgranicznie Bogu i oddającego siebie i swoje cierpienia w Jego ręce. Powtarzał On praktycznie swoim życiem słowa św. Pawła z Listu do Kolosan: "W moim ciele dopełniam braki udręk Chrystusa dla dobra Jego ciała, którym jest Kościół" (Kol 1, 24). Uważam, że cierpienie jest ostatnim przesłaniem Ojca Świętego, które pozostawił nam zwłaszcza w ostatnich dniach, jest przesłaniem mówiącym, że jest ono częścią naszego życia i że odpowiednio przyjęte i przeżyte może nas przygotować na spotkanie z Chrystusem. W ten właśnie sposób Jan Paweł II otworzył całemu światu okno, przez które spojrzeć można pogodnie na eschatologię i śmierć.

Benedykt XVI w encyklice "Spe salvi" napisał, że społeczeństwo, które nie jest w stanie zaakceptować chorych i sprawić, by cierpienie zostało duchowo przyjęte, jest społeczeństwem okrutnym i nieludzkim. Dlaczego świat, który widzi w Janie Pawle II "giganta wiary", nie jest w stanie lub nie chce naśladować Go i zrozumieć, że miara człowieczeństwa ujawnia się w relacji z cierpieniem i z cierpiącym?
- Ten, kto odnosi się z szacunkiem do cierpienia i cierpiącego, potrafi uszanować też życie. Kto szanuje życie w całej jego pełni, uszanuje także potrzebujących pomocy. Problemem jest nie to, by świat zrozumiał. Problemem jest raczej, by Kościół nigdy nie zaprzestał nauczania w tym właśnie aspekcie. Cierpienie jest rzeczywistością przynależną ludzkiej egzystencji po grzechu pierworodnym. Śmierć także jest cierpieniem i jest częścią tej rzeczywistości, ale powtarzam, cierpienie nie jest częścią negatywną, co najwyżej pozwala dostrzec i zrozumieć kruchość naszego człowieczeństwa. Cierpienie może stać się, jak pokazuje przykład życia wielu świętych, trampoliną do osiągnięcia perfekcji ludzkiej i chrześcijańskiej. W takim znaczeniu cierpienie może stać się nie tylko rzeczywistością pozytywną, ale nawet uświęcającą.

Jakie dziedzictwo duchowe pozostawia Papież Polak swojej umiłowanej Ojczyźnie?
- Myślę, że zostawia On przede wszystkim swoje serce, które tę Ojczyznę tak umiłowało. Dla niej poświęcił wszystkie zdolności intelektualne i siły fizyczne, pracując nad tym, by upadł reżim totalitarny i aby zatriumfowała wolność, tak aby i Polacy mogli żyć jak większość ludzi na świecie i mieli wolność wyboru. Oczywiście dzisiaj rolą Kościoła i biskupów jest wysiłek, aby w tym darze wolności znalazło się także poszanowanie tożsamości chrześcijańskiej ochrzczonych, a zatem motywacja już nie tylko społeczno-polityczna, ale motywacja czysto duchowa i religijna tej tożsamości chrześcijańskiej.


Eminencjo, przez Jana Pawła II został Ksiądz Kardynał ustanowiony sekretarzem Kongregacji Doktryny Wiary, z Jego rąk otrzymał także święcenia biskupie. Jakie ma Ksiądz Kardynał osobiste wspomnienia ze spotkań z Nim?
- To, o czym ksiądz wspomniał w pytaniu, to są już niektóre z tych wydarzeń głęboko zapadających w pamięć. Moje święcenia biskupie czy wizyty robocze, jakie składałem Mu jako sekretarz Kongregacji, były spotkaniem z ogromną osobowością Papieża, który przyjmował mnie z ogromną prostotą, słuchał z wielką uwagą, dyskutował nad problemami z ogromną troską, w sposób bardzo otwarty i trafiał zawsze w sedno sprawy i sytuacji. Moje wspomnienie o Nim jest przywołaniem w myślach Papieża mającego niesłychaną zdolność cierpliwego słuchania innych. Zanim zostałem sekretarzem Kongregacji Nauki Wiary, byłem proszony o konsultacje w różnych kwestiach teologicznych i zawsze mnie w Nim uderzała ta ogromna zdolność wsłuchiwania się w innych, której niejednokrotnie nie dostrzegałem u niektórych moich kolegów czy przełożonych. Papież przede wszystkim słuchał z uwagą, nigdy nikomu nie przerywał. Słuchał tego, co prezentowała czy proponowała grupa teologów, po czym w kilku zaledwie słowach potrafił to streścić, dochodząc do źródła problemu i przekazywał także własny punkt widzenia czy osąd. To ten właśnie dar wsłuchiwania się w innych sprawił, że Jego pontyfikat to było nieustanne wsłuchiwanie się w głos ludu Bożego, biskupów, kapłanów, artystów, ludzi kultury, ale także najprostszego nawet człowieka. Odpowiadając na księdza pytanie, moje osobiste wspomnienie Jana Pawła II to właśnie obraz Papieża zasłuchanego, wsłuchującego się w głos Boga, a ponieważ zasłuchany był w Boga, był zawsze gotów słuchać drugiego człowieka.

MICHAŁ - DZIECKO ULICY WZORCOWA GORLIWOŚĆ

Michał do częstego przystępowania do sakramentów spowiedzi i Eucharystii, dołączył ćwiczenie się w nabożnych praktykach, a ponadto żywą wiarę, przykładową dokładność i budujące zachowanie.
W czasie rekreacji przypominał jeszcze nieokiełznanego konia, a w kościele nie mógł sobie znaleźć ani miejsca ani postawy, która by mu odpowiadała. Natomiast po swoim nawróceniu niemal natychmiast, zdobywał się na takie skupienie, że mógłby być przykładem dla każdego pobożnego katolika. Rachunek sumienia robił jak należy. Przy konfesjonale, przepuszcza ł innych, by się przed nim wyspowiadali; zawsze skupiony i cierpliwy, ze spokojem oczekiwał na możność swobodnego zbliżenia się do spowiednika. Czasami widziano go nieruchomego, klęczącego na brukowanej posadzce, jak cierpliwie czekał cztery, nawet pięć godzin, na najbardziej odpowiednią chwilę na spowiedź. Jeden kolega zrazu próbował go naśladować w tym umartwieniu, lecz po upływie dwóch godzin stracił przytomność i już nigdy więcej tego nie zrobił. To wydawałoby się niemal niemożliwe w tak wczesnym wieku, gdyby autor tej książeczki nie był naocznym świadkiem (1). Michałowi niewymowną przyjemność sprawiało słuchanie opowieści o tym, w jak budujący sposób Dominik Savio zbliżał się do sakramentu pokuty i Eucharystii; i starał się ze wszystkich sił go naśladować (2).
Kiedy przybył do naszego domu, pozostawanie w kościele było dla niego niemal nieznośnym mozołem; w kilka miesięcy później uroczystości religijne, ile by nie trwały, były dla niego źródłem wielkiej radości. Mawiał: „To, co czyni się w kościele, czyni się dla Boga, a co czyni się dla Boga, nigdy nie jest na darmo”. Pewnego razu, tuż po tym jak przebrzmiał dzwonek na nabożeństwo, kolega próbował go jeszcze namówić, by został dokończyć rozpoczętą partię gry. „Dobrze, zostanę, pod warunkiem, że dasz mi takie wynagrodzenie, jakie daje mi Pan.” Ów kolega natychmiast umilkł i udał się z Michałem tam, gdzie wzywał go religijny obowiązek.
Inny kolega zapytał go raz:

DLACZEGO KOŚCIÓŁ ODRZUCA IN VITRO????....



Od wielu miesięcy przetacza się w Polsce fala dyskusji na temat metody in vitro. Zwolennicy sztucznego zapłodnienia twierdzą m.in., że w przypadku niektórych bezdzietnych małżonków in vitro to jedyne wyjście, by być rodzicami.


Wielu w sprzeciwie Kościoła wobec tej drogi powoływania dzieci do życia widzi przejaw zacofania i nienadążania za postępem, traktuje go jako wyraz niezrozumienia dramatu niepłodnych małżonków. Dlaczego więc Kościół odrzuca in vitro? Jakie rozwiązania w tej sferze uważa za godziwe? Czy małżonkowie borykający się z problemem braku potomstwa są całkowicie skazani na bezsilność wobec niesprzyjającej ich pragnieniom natury?

Niemożność poczęcia dziecka jest dramatem małżonków i stanowi istotny brak w ich wzajemnym związku. Jest przyczyną głębokich kryzysów, jakie nieraz dotykają niepłodne pary małżeńskie. Jednakże prawo do urodzenia i wychowania dzieci nie jest absolutne i nie usprawiedliwia użycia wszelkich metod w celu uzyskania zamierzonego poczęcia. 

Zastosowanie metody in vitro prowadzi do rozdziału dwóch znaków i celów aktu małżeńskiego, jakim jest wzajemna miłość i otwarcie się na poczęcie nowego życia. Metody wspomaganej reprodukcji prowadzą do technicyzacji ludzkiej prokreacji. Widoczne to jest chociażby w określaniu ich częściej terminem „reprodukcja” niż „prokreacja”, co wskazuje bardziej na jakiś rodzaj produkcji niż współpracy człowieka z Bogiem. Poważnym dylematem etycznym jest tu udział osób „trzecich” (lekarzy), w których rękach złożone zostaje ludzkie życie. Nowa osoba zawdzięcza swe istnienie ich technicznym umiejętnościom oraz zastosowaniu biotechnologicznego procederu. Tak więc prawo dziecka do bycia poczętym w akcie zjednoczenia w miłości małżonków zostaje zanegowane.

Sztuczne zapłodnienie pozaustrojowe niesie ze sobą poważne zagrożenie życia ludzkich embrionów i w wielu przypadkach wprost przyczynia się do ich uśmiercenia. Dotyczy to najpierw embrionów implantowanych do macicy (2-4), których szansę na przeżycie i rozwiniecie się w prawidłowy płód ludzki ocenia się na 15-20%.

O wiele mniej szans na przeżycie mają zarodki nieimplantowane. W ok. połowie klinik prowadzących program in vitro zamrożonych zostaje 75% zarodków. Mogą być przechowywane przez okres kilku lat, a następnie użyte do kolejnego zapłodnienia. W niektórych ośrodkach zarodki „nadliczbowe” są niszczone wprost lub poprzez wykorzystanie ich do eksperymentów naukowych, badań genetycznych albo poszukiwań nowych leków. Wspomniane praktyki budzą poważne dylematy etyczne, gdyż stanowią pogwałcenie praw embrionu, któremu chrześcijański personalizm przypisuje status osoby z wszelkimi przysługującymi jej prawami, w tym z podstawowym prawem do życia.

Szczególnymi odmianami sztucznego zapłodnienia są praktyki macierzyństwa zastępczego, implantacji zarodków w łonach samotnych kobiet czy też po śmierci jednego z małżonków. Zastosowanie tych sposobów sztucznej prokreacji stanowi „urzeczowienie” dziecka, które traktowane jest jak towar, przedmiot kontraktu i środek służący zaspokojeniu oczekiwań rodziców. 


MĘŻCZYZNA A JEGO ROLA W RODZINIE

Okazuje się, że najważniejszym zadaniem dla mężczyzny jest dbałość o byt rodziny, zaś miłość oraz poukładana i troska o wychowanie własnego dziecka schodzą na dalszy plan. Dowodzi to pewnego kryzysu w rozumieniu funkcji i zadań ojca, dlatego istnieje pilna potrzeba ukazania na nowo wielkości roli ojca w rodzinie oraz poukładania w hierarchii spraw., jakie należą do kompetencji ojca. Prawdziwe urzeczywistnienie ojcostwa dokonuje się przede wszystkim poprzez miłość do żony i dzieci oraz równego traktowania matki biorącej udział w wychowaniu dzieci.Prawdziwy ojciec darzy swoje dzieci miłością,czasem nawet pomimo wolnego czasu, prowadzi z nimi  dialog, ukazuję wiarę i podstawowe zasady moralne, daje im przykład własnym życiem i postępowaniem. Ponadto obowiązkiem naszego mężczyzny ( ojca ) jest dbałość o byt moralny rodziny i inne dorażne. Dopiero taka hierarchia spraw należących do ojca zapewni harmonijny rozwój rodziny i żyjących w niej członków W każdej rodzinie ojciec ma ogromne zadanie do spełnienia. Jak pokazują doświadczenia jego brak powoduje zachwianie równowagi psychicznej i moralnej dziecka. Drugim skrajnym zjawiskiem jest mechanizm, czyli nadużywanie władzy ojcowskiej, często sprowadzające się do tyranii i despotyzmu. Dlatego rola ojca musi być zrównoważona i wypośrodkowana tak, by skutecznie oddziaływać na poszczególnych członków rodziny. Doświadczenie pokazuje, że chłopcy mający dobre relacje z ojcem, w dorosłym życiu lepiej identyfikują się z własną płcią, są lepszymi i bardziej odpowiedzialnymi pracownikami. Natomiast dziewczęta umieją radzić sobie w kontaktach z mężczyznami, nie szukają przelotnych znajomości, gdyż miłość i zrozumienie mają zapewnione  w rodzinnym domu. Z obserwacji wynika, że obecność ojca w rodzinie zmiejsza o połowę grożbę wejścia syna na drogę przestępczości, zaś od córek odsówa wydmo przedwczesnego macierzyństwa. Tak więc głównym zadaniem ojca w rodzinie jest aktywna obecność, która wyraża się przede wszystkim troską wychowawczą i dzielenie na równi z żoną wszystkimi sprawami życia rodzinnego. itd....

DLACZEGO CHŁOPCY NIE STAJĄ SIĘ MĘŻCZYZNAMI.??





Coraz częściej chłopcy nie stają się prawdziwymi mężczyznami. Przekraczają dwudziestkę, trzydziestkę, czterdziestkę i nic. Pozostają wiecznymi chłopcami, którzy radości życia szukają w nabyciu kolejnego gadżetu, a najbardziej zaprzyjażnieni pozostają z telewizorem i komputerem,oraz dyskoteki,tańce i panienki . Roli ojca nie traktują na serio. Bywa, że są zniewieściali i zagubieni. W całej ogólnie rozumnej kulturze, która się gdzieś tam po drodze  pogubiła i straciła pomysł na mężczyznę.Nie ma obecnie w naszej kulturze wzorca prawdziwego mężczyzny. W latach dwudziestych tz. międzywojennych  chłopak w wieku siedmiu ośmiu. lat trafiał pod surową rękę ojca. Trochę guzów sobie ponabijał, ale w taki sposób hartował się do twardego życia, do polowań, wojen. Natomiast w dzisiejszych czasach mężczyzna trzydziestoletni wciąż pozostają pod czułą opieką mamusi, która pierze im bieliznę, skarpetki, szykuje śniadanko do pracy, obierze jabłko i poda do stołu. Nie są wdrażani do odpowiedzialności. Tak naprawdę to kwestia bezstresowego wychowania. Brakuje naszemu społeczeństwu pomysłu na wychowanie chłopaków, aby mogli w dorosłym życiu przyjąć na siebie rolę ojca. W pewnym sensie współwinne tej sytuacji są kobiety, nadopiekuńcze matki, które zbyt ich zdaniem -oschłych i stanowczych mężów odsuwają od synów. A może właśnie taka oschłość i stanowczość w pewnym okresie życia przydałaby się chłopakowi!!Należałoby więc zaplanować strategię wychowania i wprowadzić ją w życie. Były już podejmowane takie działania, które dla chłopaków miały zbawienny charakter, jak chociażby skauting, czyli wyzwanie do hartowania ciała i ducha. Dziś nie ma to racji bytu, bo coraz częściej rozpowszechniana jest filozofia życia pod hasłem "róbta, co chceta' .Symbolizuje ją  typ playboya, czyli bawiącego się chłopca. Stąd blisko już do "ideału " mężczyzny - bawiącego się pięćdziesięcioletniego chłopca A przecież mamy wzorzec mężczyzny, wystarczyłoby tylko wydobyć  go. Nasz wielki rodak Jan Paweł 2 w adhortacji Familiaris  consorcio podaje funkcje ojca, które gdyby tylko mężczyzna wypełniał, byłby dobrze funkcjonującym ojcem. Są to;odpowiedzialność za  poczęte życie, udział w wychowaniu dzieci, praca na rzecz rodziny, przykład dojrzałości życia  i postawy chrześcijańskiej. Gdyby mężczyzni chcieli wypełniać powierzone im funkcje, moglibyśmy mówić o powrocie do dobrego ojcostwa Wierząc w to warto szukać sposobów wyjścia z kryzysy być dobrym i szlachetnym mężem i ojcem. Czy podejmowane są w naszym kraju jakieś działania, aby zapobiegać temu tragicznemu w skutkach zjawisku,?????Czy ojcowie mogą liczyć na jakieś formy wsparcia???? Na pewno są ale nasi chłopcy nie potrafią szukać, czytając np. książki "warto być ojcem"autora Jacka Pulikowskiego-męża i ojca trojga dzieci., jak również "Wartość współżycia małżeńskiego".

RÓŻNICE MIĘDZY KOBIETĄ A NASZYM MĘŻCZYZNĄ.




          Czy zawsze kiedy mowa jest o kobiecie trzeba mówić o mężczyznie ???Czy nikt już nie próbuje być oryginalny ? Wciąż tylko te porównania ,-Wielu mogłoby tak powiedzieć , Tym artykułem nie chcę nikogo ni niczego porównywać . Zawiera tylko kilka słów o tym , jakie cechy czynią mężczyznę naprawdę wartościowym w czasach kobiety .Myśli te są wynikiem obserwacji i być może skłonią czytelnika do refleksji i do zadania sobie  paru pytań Nie należy ulegać złudzeniu , że mężczyzna będzie przez chwilę w świetle reflektorów , gdyż powszechnie wiadomo , nie tylko z literatury ,że przyczyną męskich poczynań jest właśnie kobieta . poza tym każda płeć ukazuje się w pełnym świetle , wtedy gdy przedstawiona jest z punktu widzenia drugiej strony . Tym rozważaniom towarzyszyć będzie postać świętego Józefa . Nie ulega bowiem wątpliwości , ,ze na opiekuna Maryi i Jezusa musiał zostać powołany prawdziwy mężczyzna...

NASZ MĘSKI ODKRYWCA

  Następną potrzebą naszego mężczyzny jest by rycerzem dla swojej Julii, którą musi odkryć, pokochac i stale czuwać, by była dla niego najważniejsza. Musi odkryć swoje romantyczne serce, to samo serce ,które w raju wpadło w zachwyt, poczuwszy bicie serca niewiasty i tam jest do dziś. Dlatego zdolna jest do poświęceń i miłości, a kiedy zajdzie taka potrzeba , to za tę jedyną Julię jest gotów  oddać życie.. A teraz coś napiszemy o naszej JULII..-kim jest i jakie ma pragnienia.. Każda kobieta ma podobne pragnienia do pragnień mężczyzn , ale te pragnienia są wyrażnie kobiece, bo kobieta odzwierciedla te cechy Boga, które dał jej Bóg przy jej stworzeniu w ogrodzie Eden  Kobieta zostaje stworzona w ogrodzie Eden , w którym do szczęścia brakuje tylko jej samej .Spotyka ją tam podwójny zachwyt - Boga i mężczyzny . Kiedy już została stworzona , została otoczona miłością i pięknem , wyczekiwana z tęsknotą, miała właściwie wszystko , czego tylko pragnęła . I dlatego kobieta nie chce toczyć walki, ale każda pragnie ,by o nią walczono , nawet te całkiem małe , które nie wiedzą wiele o miłości . To serce kobiety dyktuje jej ODWIECZNE potrzeby . Marzy o tym , by być zauważoną - chce byc tą jedyną upragnioną . Kobiece serce chce również brać udział w przygodzie jako równorzędny partner ,ale nie chce być przygodą dla mężczyzny..- .