My nieroztropni dzierżawcy pola, choć świeci słońce, zroszona rola, ziarno do serca nieprzytulone, śród cierni, chwastów rodzi źdźbła płone... O my człowiecze ułomne syny, ziarna w nas miarka, a wóz płoniny, więc w potach czoła bielmy sukmany, na sąd z włodarstwa każdy pozwany. Chcąc się nie wstydzić przed Panem Żniwa, niech każda praca będzie gorliwa, trud, ból z modlitwą ślijmy w Niebiosy, by snop ostatni miał pełne kłosy.
10.4.19
BŁOGOSŁAWIONY JANIE PAWLE II, módl się za nami - POLSKO UMIEJ BYĆ WDZIĘCZNA !!
Z ks. kard. Angelo Amato, prefektem watykańskiej Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych, rozmawia ks. Wojciech Tarasiuk
Na czym polega "przepis na świętość" pozostawiony światu przez Jana Pawła II?
- Myślę, że ma on wiele składników, ale pierwszy i najważniejszy to wiara. Jan Paweł II był człowiekiem wiary, człowiekiem wiary jak Abraham i jak Maryja, wiary, która była całkowitym i bezgranicznym zaufaniem Bożej Opatrzności i zwycięstwem łaski nad złem. To pierwszy aspekt. Drugi, który także wypływa z wiary, to komunia z Bogiem, a więc mistycyzm. O Janie Pawle II mówiono, że był wielkim ewangelizatorem i misjonarzem, i to prawda, ale myślę, że był On przede wszystkim wielkim mistykiem. Komunia z Bogiem w nieustannej modlitwie, od rana do wieczora. Ten drugi aspekt Jego duchowości i Jego osobowości wywierał na mnie zawsze ogromne wrażenie. Wiara i misyjność. To, co zawsze w Nim podziwiano: rozmach, entuzjazm, dalekowzroczność, a zwłaszcza ogromna troska o głoszenie Ewangelii wszystkim ludziom, a więc Jego duch misyjny wyrażający się w niezliczonych podróżach, które nie były tylko odwiedzinami lokalnych wspólnot i kościołów, ale wielkimi podróżami mającymi na celu głoszenie Chrystusa.
Czy dyspensa udzielona przez Papieża Benedykta XVI w kilkanaście dni po pogrzebie Jana Pawła II była takim "uprzywilejowanym pasem drogowym" na drodze do beatyfikacji? Czy nie było to próbą odpowiedzi na presję mediów, które przejęły i uczyniły swoim przekonanie ludzi zgromadzonych na pogrzebie skandujących słowa: "Santo subito!" (Święty od zaraz, natychmiast)?
- To prawda, już na początku pontyfikatu Ojciec Święty Benedykt XVI udzielił dyspensy od pięcioletniego okresu oczekiwania na rozpoczęcie procesu przyszłego kandydata na błogosławionego. Znalazło się więc miejsce i czas na zgromadzenie i przeanalizowanie dokumentacji, przesłuchanie świadków, napisanie Positio. Można mówić o tym "uprzywilejowanym pasie drogowym" w tym sensie, że proces ten rozpoczęty natychmiast nie miał nic przed sobą ani nic za sobą. W żadnym jednak razie to swoiste uprzywilejowanie nie oznaczało zaniechania niezwykłej dokładności i skrupulatności w analizie cnót i samego cudu. W jakimś sensie można powiedzieć, że to niezwykłe zainteresowanie mediów przyniosło pozytywny efekt, nie tyle jeśli chodzi o przyspieszenie samego procesu, ile o fakt, że media informowały o każdej jego fazie, dostrzegając, że był on niezwykle starannie i dokładnie prowadzony. Proces beatyfikacyjny pokazał jeszcze dobitniej, jak wielką postacią był ten Papież i że ukazanie Jego świętości nie potrzebowało żadnych dodatkowych presji, bo była ona wystarczająco umotywowana Jego życiem.
Jan Paweł II jest uznawany za wielkiego świadka przeżywania choroby w wierze. Sposób, w jaki niósł krzyż swojej choroby i cierpienia, jest jednym z głównych motywów przekonujących nas o Jego świętości. Jakie znaczenie dla współczesnego chorego świata może mieć to świadectwo cierpienia przyjętego i ofiarowanego Bogu przez Jana Pawła II?
- Zacznę od stwierdzenia, że cierpienie jest faktem wpisanym w człowieczeństwo. Jan Paweł II pokazał piękne oblicze człowieczeństwa, kiedy był młodym biskupem, młodym kardynałem i młodym Papieżem. Także wtedy, kiedy nazywany był Papieżem sportowcem, otwartym na dynamizm apostolski, pełnym sił i zdrowia. Później, po zamachu na placu św. Piotra, 13 maja 1981, zdrowie i siły zostały mocno nadszarpnięte i zwłaszcza w ostatnich latach widzieliśmy Papieża jako człowieka cierpiącego fizycznie, ale o perfekcyjnej jasności umysłu, zawierzającego bezgranicznie Bogu i oddającego siebie i swoje cierpienia w Jego ręce. Powtarzał On praktycznie swoim życiem słowa św. Pawła z Listu do Kolosan: "W moim ciele dopełniam braki udręk Chrystusa dla dobra Jego ciała, którym jest Kościół" (Kol 1, 24). Uważam, że cierpienie jest ostatnim przesłaniem Ojca Świętego, które pozostawił nam zwłaszcza w ostatnich dniach, jest przesłaniem mówiącym, że jest ono częścią naszego życia i że odpowiednio przyjęte i przeżyte może nas przygotować na spotkanie z Chrystusem. W ten właśnie sposób Jan Paweł II otworzył całemu światu okno, przez które spojrzeć można pogodnie na eschatologię i śmierć.
Benedykt XVI w encyklice "Spe salvi" napisał, że społeczeństwo, które nie jest w stanie zaakceptować chorych i sprawić, by cierpienie zostało duchowo przyjęte, jest społeczeństwem okrutnym i nieludzkim. Dlaczego świat, który widzi w Janie Pawle II "giganta wiary", nie jest w stanie lub nie chce naśladować Go i zrozumieć, że miara człowieczeństwa ujawnia się w relacji z cierpieniem i z cierpiącym?
- Ten, kto odnosi się z szacunkiem do cierpienia i cierpiącego, potrafi uszanować też życie. Kto szanuje życie w całej jego pełni, uszanuje także potrzebujących pomocy. Problemem jest nie to, by świat zrozumiał. Problemem jest raczej, by Kościół nigdy nie zaprzestał nauczania w tym właśnie aspekcie. Cierpienie jest rzeczywistością przynależną ludzkiej egzystencji po grzechu pierworodnym. Śmierć także jest cierpieniem i jest częścią tej rzeczywistości, ale powtarzam, cierpienie nie jest częścią negatywną, co najwyżej pozwala dostrzec i zrozumieć kruchość naszego człowieczeństwa. Cierpienie może stać się, jak pokazuje przykład życia wielu świętych, trampoliną do osiągnięcia perfekcji ludzkiej i chrześcijańskiej. W takim znaczeniu cierpienie może stać się nie tylko rzeczywistością pozytywną, ale nawet uświęcającą.
Jakie dziedzictwo duchowe pozostawia Papież Polak swojej umiłowanej Ojczyźnie?
- Myślę, że zostawia On przede wszystkim swoje serce, które tę Ojczyznę tak umiłowało. Dla niej poświęcił wszystkie zdolności intelektualne i siły fizyczne, pracując nad tym, by upadł reżim totalitarny i aby zatriumfowała wolność, tak aby i Polacy mogli żyć jak większość ludzi na świecie i mieli wolność wyboru. Oczywiście dzisiaj rolą Kościoła i biskupów jest wysiłek, aby w tym darze wolności znalazło się także poszanowanie tożsamości chrześcijańskiej ochrzczonych, a zatem motywacja już nie tylko społeczno-polityczna, ale motywacja czysto duchowa i religijna tej tożsamości chrześcijańskiej.
Eminencjo, przez Jana Pawła II został Ksiądz Kardynał ustanowiony sekretarzem Kongregacji Doktryny Wiary, z Jego rąk otrzymał także święcenia biskupie. Jakie ma Ksiądz Kardynał osobiste wspomnienia ze spotkań z Nim?
- To, o czym ksiądz wspomniał w pytaniu, to są już niektóre z tych wydarzeń głęboko zapadających w pamięć. Moje święcenia biskupie czy wizyty robocze, jakie składałem Mu jako sekretarz Kongregacji, były spotkaniem z ogromną osobowością Papieża, który przyjmował mnie z ogromną prostotą, słuchał z wielką uwagą, dyskutował nad problemami z ogromną troską, w sposób bardzo otwarty i trafiał zawsze w sedno sprawy i sytuacji. Moje wspomnienie o Nim jest przywołaniem w myślach Papieża mającego niesłychaną zdolność cierpliwego słuchania innych. Zanim zostałem sekretarzem Kongregacji Nauki Wiary, byłem proszony o konsultacje w różnych kwestiach teologicznych i zawsze mnie w Nim uderzała ta ogromna zdolność wsłuchiwania się w innych, której niejednokrotnie nie dostrzegałem u niektórych moich kolegów czy przełożonych. Papież przede wszystkim słuchał z uwagą, nigdy nikomu nie przerywał. Słuchał tego, co prezentowała czy proponowała grupa teologów, po czym w kilku zaledwie słowach potrafił to streścić, dochodząc do źródła problemu i przekazywał także własny punkt widzenia czy osąd. To ten właśnie dar wsłuchiwania się w innych sprawił, że Jego pontyfikat to było nieustanne wsłuchiwanie się w głos ludu Bożego, biskupów, kapłanów, artystów, ludzi kultury, ale także najprostszego nawet człowieka. Odpowiadając na księdza pytanie, moje osobiste wspomnienie Jana Pawła II to właśnie obraz Papieża zasłuchanego, wsłuchującego się w głos Boga, a ponieważ zasłuchany był w Boga, był zawsze gotów słuchać drugiego człowieka.
Na czym polega "przepis na świętość" pozostawiony światu przez Jana Pawła II?
- Myślę, że ma on wiele składników, ale pierwszy i najważniejszy to wiara. Jan Paweł II był człowiekiem wiary, człowiekiem wiary jak Abraham i jak Maryja, wiary, która była całkowitym i bezgranicznym zaufaniem Bożej Opatrzności i zwycięstwem łaski nad złem. To pierwszy aspekt. Drugi, który także wypływa z wiary, to komunia z Bogiem, a więc mistycyzm. O Janie Pawle II mówiono, że był wielkim ewangelizatorem i misjonarzem, i to prawda, ale myślę, że był On przede wszystkim wielkim mistykiem. Komunia z Bogiem w nieustannej modlitwie, od rana do wieczora. Ten drugi aspekt Jego duchowości i Jego osobowości wywierał na mnie zawsze ogromne wrażenie. Wiara i misyjność. To, co zawsze w Nim podziwiano: rozmach, entuzjazm, dalekowzroczność, a zwłaszcza ogromna troska o głoszenie Ewangelii wszystkim ludziom, a więc Jego duch misyjny wyrażający się w niezliczonych podróżach, które nie były tylko odwiedzinami lokalnych wspólnot i kościołów, ale wielkimi podróżami mającymi na celu głoszenie Chrystusa.
Czy dyspensa udzielona przez Papieża Benedykta XVI w kilkanaście dni po pogrzebie Jana Pawła II była takim "uprzywilejowanym pasem drogowym" na drodze do beatyfikacji? Czy nie było to próbą odpowiedzi na presję mediów, które przejęły i uczyniły swoim przekonanie ludzi zgromadzonych na pogrzebie skandujących słowa: "Santo subito!" (Święty od zaraz, natychmiast)?
- To prawda, już na początku pontyfikatu Ojciec Święty Benedykt XVI udzielił dyspensy od pięcioletniego okresu oczekiwania na rozpoczęcie procesu przyszłego kandydata na błogosławionego. Znalazło się więc miejsce i czas na zgromadzenie i przeanalizowanie dokumentacji, przesłuchanie świadków, napisanie Positio. Można mówić o tym "uprzywilejowanym pasie drogowym" w tym sensie, że proces ten rozpoczęty natychmiast nie miał nic przed sobą ani nic za sobą. W żadnym jednak razie to swoiste uprzywilejowanie nie oznaczało zaniechania niezwykłej dokładności i skrupulatności w analizie cnót i samego cudu. W jakimś sensie można powiedzieć, że to niezwykłe zainteresowanie mediów przyniosło pozytywny efekt, nie tyle jeśli chodzi o przyspieszenie samego procesu, ile o fakt, że media informowały o każdej jego fazie, dostrzegając, że był on niezwykle starannie i dokładnie prowadzony. Proces beatyfikacyjny pokazał jeszcze dobitniej, jak wielką postacią był ten Papież i że ukazanie Jego świętości nie potrzebowało żadnych dodatkowych presji, bo była ona wystarczająco umotywowana Jego życiem.
Jan Paweł II jest uznawany za wielkiego świadka przeżywania choroby w wierze. Sposób, w jaki niósł krzyż swojej choroby i cierpienia, jest jednym z głównych motywów przekonujących nas o Jego świętości. Jakie znaczenie dla współczesnego chorego świata może mieć to świadectwo cierpienia przyjętego i ofiarowanego Bogu przez Jana Pawła II?
- Zacznę od stwierdzenia, że cierpienie jest faktem wpisanym w człowieczeństwo. Jan Paweł II pokazał piękne oblicze człowieczeństwa, kiedy był młodym biskupem, młodym kardynałem i młodym Papieżem. Także wtedy, kiedy nazywany był Papieżem sportowcem, otwartym na dynamizm apostolski, pełnym sił i zdrowia. Później, po zamachu na placu św. Piotra, 13 maja 1981, zdrowie i siły zostały mocno nadszarpnięte i zwłaszcza w ostatnich latach widzieliśmy Papieża jako człowieka cierpiącego fizycznie, ale o perfekcyjnej jasności umysłu, zawierzającego bezgranicznie Bogu i oddającego siebie i swoje cierpienia w Jego ręce. Powtarzał On praktycznie swoim życiem słowa św. Pawła z Listu do Kolosan: "W moim ciele dopełniam braki udręk Chrystusa dla dobra Jego ciała, którym jest Kościół" (Kol 1, 24). Uważam, że cierpienie jest ostatnim przesłaniem Ojca Świętego, które pozostawił nam zwłaszcza w ostatnich dniach, jest przesłaniem mówiącym, że jest ono częścią naszego życia i że odpowiednio przyjęte i przeżyte może nas przygotować na spotkanie z Chrystusem. W ten właśnie sposób Jan Paweł II otworzył całemu światu okno, przez które spojrzeć można pogodnie na eschatologię i śmierć.
Benedykt XVI w encyklice "Spe salvi" napisał, że społeczeństwo, które nie jest w stanie zaakceptować chorych i sprawić, by cierpienie zostało duchowo przyjęte, jest społeczeństwem okrutnym i nieludzkim. Dlaczego świat, który widzi w Janie Pawle II "giganta wiary", nie jest w stanie lub nie chce naśladować Go i zrozumieć, że miara człowieczeństwa ujawnia się w relacji z cierpieniem i z cierpiącym?
- Ten, kto odnosi się z szacunkiem do cierpienia i cierpiącego, potrafi uszanować też życie. Kto szanuje życie w całej jego pełni, uszanuje także potrzebujących pomocy. Problemem jest nie to, by świat zrozumiał. Problemem jest raczej, by Kościół nigdy nie zaprzestał nauczania w tym właśnie aspekcie. Cierpienie jest rzeczywistością przynależną ludzkiej egzystencji po grzechu pierworodnym. Śmierć także jest cierpieniem i jest częścią tej rzeczywistości, ale powtarzam, cierpienie nie jest częścią negatywną, co najwyżej pozwala dostrzec i zrozumieć kruchość naszego człowieczeństwa. Cierpienie może stać się, jak pokazuje przykład życia wielu świętych, trampoliną do osiągnięcia perfekcji ludzkiej i chrześcijańskiej. W takim znaczeniu cierpienie może stać się nie tylko rzeczywistością pozytywną, ale nawet uświęcającą.
Jakie dziedzictwo duchowe pozostawia Papież Polak swojej umiłowanej Ojczyźnie?
- Myślę, że zostawia On przede wszystkim swoje serce, które tę Ojczyznę tak umiłowało. Dla niej poświęcił wszystkie zdolności intelektualne i siły fizyczne, pracując nad tym, by upadł reżim totalitarny i aby zatriumfowała wolność, tak aby i Polacy mogli żyć jak większość ludzi na świecie i mieli wolność wyboru. Oczywiście dzisiaj rolą Kościoła i biskupów jest wysiłek, aby w tym darze wolności znalazło się także poszanowanie tożsamości chrześcijańskiej ochrzczonych, a zatem motywacja już nie tylko społeczno-polityczna, ale motywacja czysto duchowa i religijna tej tożsamości chrześcijańskiej.
Eminencjo, przez Jana Pawła II został Ksiądz Kardynał ustanowiony sekretarzem Kongregacji Doktryny Wiary, z Jego rąk otrzymał także święcenia biskupie. Jakie ma Ksiądz Kardynał osobiste wspomnienia ze spotkań z Nim?
- To, o czym ksiądz wspomniał w pytaniu, to są już niektóre z tych wydarzeń głęboko zapadających w pamięć. Moje święcenia biskupie czy wizyty robocze, jakie składałem Mu jako sekretarz Kongregacji, były spotkaniem z ogromną osobowością Papieża, który przyjmował mnie z ogromną prostotą, słuchał z wielką uwagą, dyskutował nad problemami z ogromną troską, w sposób bardzo otwarty i trafiał zawsze w sedno sprawy i sytuacji. Moje wspomnienie o Nim jest przywołaniem w myślach Papieża mającego niesłychaną zdolność cierpliwego słuchania innych. Zanim zostałem sekretarzem Kongregacji Nauki Wiary, byłem proszony o konsultacje w różnych kwestiach teologicznych i zawsze mnie w Nim uderzała ta ogromna zdolność wsłuchiwania się w innych, której niejednokrotnie nie dostrzegałem u niektórych moich kolegów czy przełożonych. Papież przede wszystkim słuchał z uwagą, nigdy nikomu nie przerywał. Słuchał tego, co prezentowała czy proponowała grupa teologów, po czym w kilku zaledwie słowach potrafił to streścić, dochodząc do źródła problemu i przekazywał także własny punkt widzenia czy osąd. To ten właśnie dar wsłuchiwania się w innych sprawił, że Jego pontyfikat to było nieustanne wsłuchiwanie się w głos ludu Bożego, biskupów, kapłanów, artystów, ludzi kultury, ale także najprostszego nawet człowieka. Odpowiadając na księdza pytanie, moje osobiste wspomnienie Jana Pawła II to właśnie obraz Papieża zasłuchanego, wsłuchującego się w głos Boga, a ponieważ zasłuchany był w Boga, był zawsze gotów słuchać drugiego człowieka.
MICHAŁ - DZIECKO ULICY WZORCOWA GORLIWOŚĆ
Michał do częstego przystępowania do sakramentów spowiedzi i Eucharystii, dołączył ćwiczenie się w nabożnych praktykach, a ponadto żywą wiarę, przykładową dokładność i budujące zachowanie.
W czasie rekreacji przypominał jeszcze nieokiełznanego konia, a w kościele nie mógł sobie znaleźć ani miejsca ani postawy, która by mu odpowiadała. Natomiast po swoim nawróceniu niemal natychmiast, zdobywał się na takie skupienie, że mógłby być przykładem dla każdego pobożnego katolika. Rachunek sumienia robił jak należy. Przy konfesjonale, przepuszcza ł innych, by się przed nim wyspowiadali; zawsze skupiony i cierpliwy, ze spokojem oczekiwał na możność swobodnego zbliżenia się do spowiednika. Czasami widziano go nieruchomego, klęczącego na brukowanej posadzce, jak cierpliwie czekał cztery, nawet pięć godzin, na najbardziej odpowiednią chwilę na spowiedź. Jeden kolega zrazu próbował go naśladować w tym umartwieniu, lecz po upływie dwóch godzin stracił przytomność i już nigdy więcej tego nie zrobił. To wydawałoby się niemal niemożliwe w tak wczesnym wieku, gdyby autor tej książeczki nie był naocznym świadkiem (1). Michałowi niewymowną przyjemność sprawiało słuchanie opowieści o tym, w jak budujący sposób Dominik Savio zbliżał się do sakramentu pokuty i Eucharystii; i starał się ze wszystkich sił go naśladować (2).
Kiedy przybył do naszego domu, pozostawanie w kościele było dla niego niemal nieznośnym mozołem; w kilka miesięcy później uroczystości religijne, ile by nie trwały, były dla niego źródłem wielkiej radości. Mawiał: „To, co czyni się w kościele, czyni się dla Boga, a co czyni się dla Boga, nigdy nie jest na darmo”. Pewnego razu, tuż po tym jak przebrzmiał dzwonek na nabożeństwo, kolega próbował go jeszcze namówić, by został dokończyć rozpoczętą partię gry. „Dobrze, zostanę, pod warunkiem, że dasz mi takie wynagrodzenie, jakie daje mi Pan.” Ów kolega natychmiast umilkł i udał się z Michałem tam, gdzie wzywał go religijny obowiązek.
Inny kolega zapytał go raz:
DLACZEGO KOŚCIÓŁ ODRZUCA IN VITRO????....

Od wielu miesięcy przetacza się w Polsce fala dyskusji na temat metody in vitro. Zwolennicy sztucznego zapłodnienia twierdzą m.in., że w przypadku niektórych bezdzietnych małżonków in vitro to jedyne wyjście, by być rodzicami.
Wielu w sprzeciwie Kościoła wobec tej drogi powoływania dzieci do życia widzi przejaw zacofania i nienadążania za postępem, traktuje go jako wyraz niezrozumienia dramatu niepłodnych małżonków. Dlaczego więc Kościół odrzuca in vitro? Jakie rozwiązania w tej sferze uważa za godziwe? Czy małżonkowie borykający się z problemem braku potomstwa są całkowicie skazani na bezsilność wobec niesprzyjającej ich pragnieniom natury?
Niemożność poczęcia dziecka jest dramatem małżonków i stanowi istotny brak w ich wzajemnym związku. Jest przyczyną głębokich kryzysów, jakie nieraz dotykają niepłodne pary małżeńskie. Jednakże prawo do urodzenia i wychowania dzieci nie jest absolutne i nie usprawiedliwia użycia wszelkich metod w celu uzyskania zamierzonego poczęcia.
Zastosowanie metody in vitro prowadzi do rozdziału dwóch znaków i celów aktu małżeńskiego, jakim jest wzajemna miłość i otwarcie się na poczęcie nowego życia. Metody wspomaganej reprodukcji prowadzą do technicyzacji ludzkiej prokreacji. Widoczne to jest chociażby w określaniu ich częściej terminem „reprodukcja” niż „prokreacja”, co wskazuje bardziej na jakiś rodzaj produkcji niż współpracy człowieka z Bogiem. Poważnym dylematem etycznym jest tu udział osób „trzecich” (lekarzy), w których rękach złożone zostaje ludzkie życie. Nowa osoba zawdzięcza swe istnienie ich technicznym umiejętnościom oraz zastosowaniu biotechnologicznego procederu. Tak więc prawo dziecka do bycia poczętym w akcie zjednoczenia w miłości małżonków zostaje zanegowane.
Sztuczne zapłodnienie pozaustrojowe niesie ze sobą poważne zagrożenie życia ludzkich embrionów i w wielu przypadkach wprost przyczynia się do ich uśmiercenia. Dotyczy to najpierw embrionów implantowanych do macicy (2-4), których szansę na przeżycie i rozwiniecie się w prawidłowy płód ludzki ocenia się na 15-20%.
O wiele mniej szans na przeżycie mają zarodki nieimplantowane. W ok. połowie klinik prowadzących program in vitro zamrożonych zostaje 75% zarodków. Mogą być przechowywane przez okres kilku lat, a następnie użyte do kolejnego zapłodnienia. W niektórych ośrodkach zarodki „nadliczbowe” są niszczone wprost lub poprzez wykorzystanie ich do eksperymentów naukowych, badań genetycznych albo poszukiwań nowych leków. Wspomniane praktyki budzą poważne dylematy etyczne, gdyż stanowią pogwałcenie praw embrionu, któremu chrześcijański personalizm przypisuje status osoby z wszelkimi przysługującymi jej prawami, w tym z podstawowym prawem do życia.
Szczególnymi odmianami sztucznego zapłodnienia są praktyki macierzyństwa zastępczego, implantacji zarodków w łonach samotnych kobiet czy też po śmierci jednego z małżonków. Zastosowanie tych sposobów sztucznej prokreacji stanowi „urzeczowienie” dziecka, które traktowane jest jak towar, przedmiot kontraktu i środek służący zaspokojeniu oczekiwań rodziców.
MĘŻCZYZNA A JEGO ROLA W RODZINIE

DLACZEGO CHŁOPCY NIE STAJĄ SIĘ MĘŻCZYZNAMI.??
RÓŻNICE MIĘDZY KOBIETĄ A NASZYM MĘŻCZYZNĄ.

NASZ MĘSKI ODKRYWCA
Następną potrzebą naszego mężczyzny jest by rycerzem dla swojej Julii, którą musi odkryć, pokochac i stale czuwać, by była dla niego najważniejsza. Musi odkryć swoje romantyczne serce, to samo serce ,które w raju wpadło w zachwyt, poczuwszy bicie serca niewiasty i tam jest do dziś. Dlatego zdolna jest do poświęceń i miłości, a kiedy zajdzie taka potrzeba , to za tę jedyną Julię jest gotów oddać życie.. A teraz coś napiszemy o naszej JULII..-kim jest i jakie ma pragnienia.. Każda kobieta ma podobne pragnienia do pragnień mężczyzn , ale te pragnienia są wyrażnie kobiece, bo kobieta odzwierciedla te cechy Boga, które dał jej Bóg przy jej stworzeniu w ogrodzie Eden Kobieta zostaje stworzona w ogrodzie Eden , w którym do szczęścia brakuje tylko jej samej .Spotyka ją tam podwójny zachwyt - Boga i mężczyzny . Kiedy już została stworzona , została otoczona miłością i pięknem , wyczekiwana z tęsknotą, miała właściwie wszystko , czego tylko pragnęła . I dlatego kobieta nie chce toczyć walki, ale każda pragnie ,by o nią walczono , nawet te całkiem małe , które nie wiedzą wiele o miłości . To serce kobiety dyktuje jej ODWIECZNE potrzeby . Marzy o tym , by być zauważoną - chce byc tą jedyną upragnioną . Kobiece serce chce również brać udział w przygodzie jako równorzędny partner ,ale nie chce być przygodą dla mężczyzny..- .
Subskrybuj:
Posty (Atom)