16.7.11

Z pamiętnika Donalda "Cudotwórcy"





Czwartek, 30.06.2011 r.
Jesteśmy graczami unijnej ekstraklasy, liderami regionu, nadzieją całej Unii Europejskiej... Nawet jeśli nie jesteśmy, to właśnie tak musimy teraz przy każdej okazji powtarzać. Dzięki naszej prezydencji będziemy mieli wszystko, co jest potrzebne do zwycięstwa. Przemówienia, wywiady, wspólne zdjęcia z przywódcami z całej Europy. Oni zapomną o naszych długach i będą mówili o polskim cudzie, a my poopowiadamy o zaufaniu do Unii i o zasadzie solidarności. Dlatego właśnie - chociaż Grecy zarabiają dużo więcej od Polaków - ze względu na europejską solidarność obiecywałem pomoc dla banków, w których są zadłużeni.

Piątek, 1.07.2011 r.
Od dziś rządzimy Europą! Na niewiele ponad trzy miesiące przed wyborami sytuacja jest imponująca. Jean-Vincent, czyli nasz "Jacek" z Ministerstwa Finansów, już zaczął opowiadać dziennikarzom, jak to będziemy ratowali Unię, a on sam będzie przewodniczył spotkaniom, na których podejmuje się kluczowe decyzje dla strefy euro. Wszystko układało się znakomicie do czasu, aż nasi przyjaciele z Brukseli niespodziewanie ogłosili, że... państwa strefy euro będą spotykały się w trybie niezależnym od państw Unii Europejskiej, i nawet dla nas nie zrobią w tej sprawie wyjątku! Całą medialną narrację nam zepsuli!
Sobota, 2.07.2011 r.
Obiecywałem im, że w czasie obrad wykorzystamy szansę, żeby siedzieć cicho, bo zależy nam głównie na konferencjach prasowych. Wiedzieli, że szczególnie przed wyborami potrzebujemy medialnych sukcesów. I taki numer nam zrobili... Nigdy nie przestanę mówić moim europejskim partnerom, że z powodu sprawowania prezydencji musimy uczestniczyć w spotkaniach strefy euro, żeby informowano nas na bieżąco o rozwoju sytuacji. Na razie żadne prośby nie dają efektu. "Rodzice nauczyli mnie, że nie powinno się na siłę wchodzić tam, gdzie cię nie chcą" - chłopaki od pijaru ciągle nie wymyślili lepszego wytłumaczenia tej sytuacji.

Niedziela, 3.07.2011 r.
Przy układaniu list wyborczych trzeba bardzo uważać. Czaruś z Ministerstwa Infrastruktury napracował się przy podziale miejsc, ale samo pilnowanie, żeby na listach "kwiaciarki" miały lepsze miejsca od ludzi Grzesia, to za mało. Dajemy ludziom szansę, a oni czasem tego nie doceniają. Na przykład Krzysiu. Jest posłem naszej partii, a pod oknami mojej kancelarii protestował, bo... nie może się doczekać wybudowania jakiejś obwodnicy w Inowrocławiu! Jak tylko go zauważyłem, zaraz powiedziałem Czarusiowi, żeby przesunął go na jakieś dalsze miejsce. Poseł, a nie rozumie, że dzięki wstrzymaniu budowy dróg ratujemy finanse państwa!

Poniedziałek, 4.07.2011 r.
Bronek zdecydował, że wybory będą jednodniowe. Czy to jeszcze nasz prezydent, czy już nie nasz? Na wszelki wypadek powinienem Adasiowi z najbardziej opiniotwórczej gazety w Polsce przypomnieć jego dawne hasło. "Wasz prezydent, nasz premier". Gdyby Bronek wybrał kogoś innego na premiera, zostałaby mi tylko Komisja Europejska. Tłumaczenia, że dwudniowe wybory są niezgodne z Konstytucją i umożliwiają fałszowanie wyników, nie mają sensu. Chłopaki z Wałbrzycha udowodnili przecież, że nawet w jednodniowych wyborach "dla chcącego nic trudnego".

Wtorek, 5.07.2011 r.
Na Angelę jednak można liczyć! Obiecała, że przy okazji mojego przemówienia w Parlamencie Europejskim zadba o takie wsparcie dla naszej narracji medialnej, jakiego jeszcze nigdy nie mieliśmy! Nikt nie zorientuje się, że ta prezydencja to tylko polityczny teatr, a na podejmowanie decyzji nie mamy żadnego wpływu. "Unia Europejska powinna uczyć się od Polski", "największa nadzieja spoczywa w nowym przewodniczącym UE, premierze Polski", "Donald - nowy menedżer Europy", "Jeszcze Europa nie zginęła, póki Donald żyje" - takie mają być komentarze po moim wystąpieniu w PE!

Środa, 6.07.2011 r.
Manuel, szef Komisji Europejskiej, chyba podejrzewa mnie, że czyham na jego stołek! Z pozoru uśmiechnięty i szczerze przyjacielski, jednak... truskawek, którymi go chciałem poczęstować, nie spróbował! "To są kaszubskie truskawki, czyli spod mojego domu, a nie te, które przywiozłem z Chorwacji" - bezskutecznie zachwalałem owoce. Manuel wziął jedną truskawkę z talerzyka i po chwili odłożył ją na miejsce. Za to bardzo pozytywnie zaskoczył mnie Misiek z PJN. "Zaprezentował pan taką twarz Polski, jaką my, Polacy w europarlamencie, chcemy widzieć" - publicznie mnie wychwalał. Może on też marzy o jakimś transferze na naszą listę wyborczą?

autorem art. jest Piotr Tomczyk

Szczególna audiencja


Trzy lata temu pielgrzymowałem pieszo z Góry Kalwarii do Rzymu, by wyprosić łaskę beatyfikacji Jana Pawła II i pomodlić się przy Jego grobie. Po raz pierwszy dane mi było spotkać się z Ojcem Świętym w 1986 r. w Sali Klementyńskiej jako uczestnik pielgrzymki Księży Pallotynów z Ołtarzewa. Mijały lata. Papież wciąż zadziwiał swoją osobowością i dokonaniami. Marzyłem, by w jakiś szczególny sposób Mu podziękować i wtedy właśnie, w 1999 roku, wyruszyłem po raz pierwszy w pieszej wędrówce do Rzymu w podzięce Ojcu Świętemu za Jego pielgrzymki do Polski, wyproszenie łaski zdrowia oraz dalszej posługi papieskiej. Wyruszyłem z Góry Kalwarii od grobu bł. Stanisława Papczyńskiego, założyciela Zgromadzenia Księży Marianów, który dwukrotnie pielgrzymował do Rzymu w XVII wieku. 13 października 1999 roku byłem na audiencji u Ojca Świętego na placu św. Piotra - tuż po zakończeniu blisko dwumiesięcznej pielgrzymki. Wielką radość sprawiły mi słowa Ojca Świętego, który powiedział do mnie, trzymając mnie za rękę: "Synu, synu - pieszo z Warszawy, pieszo z Warszawy". Przekazałem Mu swoje intencje i wtedy powiedział do mnie "Szczęść Boże, błogosławię ci we wszystkich intencjach, w których szedłeś. Będzie dobrze, będzie dobrze". I rzeczywiście było dobrze. Wspomnienie tego spotkania - inne od tego pierwszego w 1986 r., jest dla mnie wciąż żywe i takie pozostanie do końca życia. Czułem wielką siłę Ojca Świętego, dobroć, przenikliwość Jego spojrzenia. Myślę, że każdy, kto się zetknął z Ojcem Świętym osobiście, odczuł piętno niezatartego dobra i szlachetności. Papież Polak inspiruje mnie do czynienia dobra, do jeszcze bardziej wytężonej pracy nad sobą i bycia lepszym. Za kogoś tak wielkiego jak Jan Paweł II nigdy dość wdzięczności Panu Bogu. Dzisiaj na naszych oczach spełniło się wołanie ludu Bożego: "Santo subito!" - ku radości świata, a zwłaszcza nas, Polaków. Ta druga moja piesza pielgrzymka - w 2008 roku, gdy modliłem się przy Jego grobie o rychłą beatyfikację, była dla mnie także szczególną audiencją. Najbardziej osobistą.

13.7.11

Rastorgujew: Katyń to tajemnica państwowa




Przekazaliśmy stronie polskiej informacje na temat obławy augustowskiej - twierdzi Główna Prokuratura Wojskowa Federacji Rosyjskiej. Z tonu odpowiedzi na list Memoriału w sprawie zbrodni zwanej małym Katyniem należy sądzić, że reakcja na uzupełniony polski wniosek o pomoc prawną dotyczący obławy będzie negatywna.


Pion śledczy Instytutu Pamięci Narodowej prowadzący śledztwo w sprawie obławy augustowskiej podkreśla, że jedyna lakoniczna informacja o liczbie aresztowanych pochodzi z 1995 r., a Rosjanie w odpowiedzi na późniejsze trzy wnioski o pomoc prawną pisali, że nie mają żadnych akt. "Na podstawie wniosków o pomoc prawną ze strony polskiej, w zgodzie z porozumieniem międzynarodowym zebrała wnioskowane informacje o nich i skierowała do wnioskodawców" - napisał W.W. Rastorgujew, naczelnik Wydziału 5. Zarządu Nadzoru Głównej Prokuratury Wojskowej, w odpowiedzi na zapytanie historyka prof. Nikity Pietrowa ze stowarzyszenia Memoriał.
"W związku z Waszym artykułem "Mały Katyń", opublikowanym 08.06.2011 w "Nowej Gazecie", na postawione przez Was pytanie, dlaczego nie ogłoszono decyzji procesowych w rezultacie dochodzenia sprawy "karnej katyńskiej" i "rozprawy z aresztowanymi w wyniku obławy w lesie Augustowskim" w czerwcu 1945 roku, informuję, co następuje. Postanowienie o zamknięciu sprawy "karnej katyńskiej" zawiera wiadomości stanowiące tajemnicę państwową i nie podlega publikacji w druku otwartym" - twierdzi Rastorgujew.
- Nie wiem, czy stronie polskiej poza formalną odpowiedzią ze stycznia 1995 roku przekazano jakiekolwiek dokumenty, spisy zatrzymanych itd. - zastanawia się Pietrow. Pytany o to naczelnik pionu śledczego białostockiego oddziału IPN Zbigniew Kulikowski, gdzie prowadzone jest śledztwo w sprawie obławy białostockiej, stwierdza, że jedyna informacja na ten temat została przesłana przez stronę rosyjską w 1995 roku. Był to efekt wniosków o pomoc prawną skierowany przez poprzednika IPN - Główną Komisję Badania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu, i prokuraturę w Suwałkach.
- Rosyjska prokuratura przesłała do ambasady rosyjskiej w Warszawie informację, że zatrzymane zostały wówczas 592 osoby - mówi prokurator. Podkreśla, że była ona niezmiernie lakoniczna, bo poza liczbą aresztowanych podano jedynie, że dokonały tego jednostki SMIERSZY (sowiecki kontrwywiad wojskowy), a los tych osób jest nieznany.
Kulikowski informuje, że już IPN skierował do Rosji kolejne wnioski o pomoc prawną w 2003, 2006 i w 2009 roku. Na dwa pierwsze przyszła odpowiedź, że żadnych dokumentów w tej sprawie nie ma. - Rosja usztywnia swoje stanowisko, twierdząc, że nie dysponuje żadnymi dokumentami - mówi Kulikowski. Na trzeci wniosek wystosowany w 2009 r. do tej pory nie uzyskano żadnej odpowiedzi. - Pomimo licznych monitów - zaznacza prokurator.
- Przysłana do mnie odpowiedź jest wysoce formalna. Mówią: dochodzenia nie prowadziliśmy, a wszystko, co trzeba, już przekazaliśmy. Przy takim stanowisku prokuratury trudno od niej oczekiwać jakichkolwiek poważnych kroków w kierunku odkrycia wszystkich dokumentów o tej zbrodni - ocenia stanowisko rosyjskiej prokuratury prof. Pietrow.
Tymczasem historyk dotarł do dokumentów w tej sprawie, m.in. planu zagłady 592 osób. Opublikował je w swojej ostatniej książce "Według scenariusza Stalina".
- Myślę, że strona polska może jeszcze raz postawić taki wniosek - o odnalezienie dodatkowych dokumentów, odnalezienie miejsca pochowania straconych, ich rehabilitację - radzi rosyjski historyk.
W reakcji na jego publikację IPN skierował już pod koniec czerwca kolejny, czwarty wniosek o pomoc prawną do Rosji. Kulikowski wyjaśnia, że został on już przekazany stronie rosyjskiej i zawiera prośby o przekazanie kopii dokumentów wymienianych przez Pietrowa.
W wyniku przeprowadzonej w lipcu 1945 r. głównie przy użyciu sił sowieckich obławy augustowskiej śmierć poniosło blisko 600 osób. IPN kwalifikuje ten mord jako zbrodnię przeciwko ludzkości.
- Sprawę Katynia można było zakończyć w połowie lat 90. Ale rosyjska prokuratura przedłużała śledztwo bez powodu. Przecież Putin i Miedwiediew przyznali, że dokonano zbrodni, wiadomo, kto jest jej sprawcą. Pytam więc, kto jeszcze powinien dać zgodę na odtajnienie materiałów - mówił w obszernym wywiadzie udzielonym "Naszemu Dziennikowi" w czerwcu br. prof. Nikita Pietrow. W książce pt. "Według scenariusza Stalina" historyk zacytował dokument z 21 lipca 1945 roku, w którym naczelnik kontrwywiadu wojskowego (SMIERSZ) Abakumow informuje Berię o planach likwidacji 592 "polskich bandytów", członków Armii Krajowej, aresztowanych w rejonie Puszczy Augustowskiej. - Dokument został odnaleziony bardzo dawno, w 1990 roku, kiedy przygotowywaliśmy materiały na proces o prawomocność dekretów Jelcyna delegalizujących Komunistyczną Partię Związku Sowieckiego. Razem z kolegami Nikitą Ochotinem i Arsienijem Roginskim byliśmy biegłymi Sądu Konstytucyjnego. Mieliśmy pełnomocnictwa umożliwiające badanie dokumentów w archiwach i poszukiwaliśmy dowodów na potwierdzenie zarzucanych partii komunistycznej przestępstw przeciwko konstytucji. Że nie była ona organizacją społeczną, a jednym z mechanizmów władzy. Znajdowaliśmy dużo dokumentów i te, które wydawały się przydatne do sprawy przeciwko KPSS, szły bezpośrednio do sądu - relacjonował Pietrow.
Radioszyfrogram dotyczący losów osób zatrzymanych w czasie obławy augustowskiej Pietrow znalazł w archiwum dawnego KGB, nie skopiował go, bo - jak tłumaczył - "wtedy jeszcze niezbyt dobrze znał historię polskiego ruchu oporu i nie do końca zdawał sobie sprawę z jego wagi". - Ale zwróciłem na niego uwagę, zrobiłem dokładny wypis, jednak zostawiłem to, gdyż nie miał wówczas znaczenia dla naszej sprawy: nie było tam żadnych konkretnych postanowień kierownictwa partii, a tylko plan, propozycja działania. I o tym dokumencie właściwie zapomniałem, bo nie zajmowałem się historią polskiego podziemia. Dopiero kilka lat temu Aleksandr Gurianow opowiedział mi o wnioskach polskiej prokuratury do naszej w tej sprawie. Wówczas przypomniałem sobie, że z czymś takim już się spotkałem, zacząłem przeglądać swoje stare zapiski. A ponieważ przygotowywałem książkę na temat działań organów bezpieczeństwa w Europie Wschodniej w latach 1945-1953, postanowiłem, że go w niej umieszczę i w ten sposób zostanie on ujawniony - mówił prof. Pietrow. Dokument znajduje się obecnie w dyspozycji Centralnego Archiwum Federalnej Służby Bezpieczeństwa. W opinii rosyjskiego historyka FSB nie ma żadnych podstaw prawnych, żeby odmówić jego odtajnienia. Jest on dowodem masowych represji i według prawa nie może pozostawać tajny.

Zenon Baranowski
Współpraca Piotr Falkowski